Lapis Auguris, Kamień Przepowiedni

[opisane miejsce znajduje się w bezpośrednim pobliżu dzisiejszej wsi Czatachowa]

Kamień Przepowiedni został znaleziony w Vistulii w 7ADI przez grupkę legionistów, towarzyszących rzymskiemu szlachcicowi negocjującemu układ handlowy z miejscowymi barbarzyńcami. Z początku wydawał się on zwykłym Ognistym Kamieniem - wszyscy żołnierze mieli pod jego wpływem koszmarne sny. Jego wyjątkowość stała się oczywista dopiero w dobry miesiąc później. Legioniści nie rozmawiali ze sobą o owych koszmarach, mając je za normalny i niewart wzmianki skutek przebywania w pobliżu Kamienia. Dopiero w rozmowie z ich dowódcą w Castrum Vistulundum wyszła na jaw rzecz niezwykła - dwaj żołnierze mieli ten sam koszmar! Reszta zawezwanych jak najszybciej legionistów wypytywana osobno opowiedziała również ten sam sen, na tyle, na ile go pamiętali. Sprawa wymagała natychmiastowego potwierdzenia, do Kamienia więc został wysłany młody centurion z pięcioma dziesiątkami wojska aby potwierdzić niezwykłe zjawisko. Potwierdził.

Każdy nocujący w pobliżu Lapis Auguris ma ten sam sen. We śnie tym widzi od tyłu pulchnego, rudowłosego człowieka, który stojąc na obszernym tarasie i brzdąkając fałszywie na lirze patrzy w dół na ogarnięty ogniem Rzym.

Owa tożsamość koszmarów jest rzeczą tak niezwykłą i tak dotąd niespotykaną, że Kamień Przepowiedni (jak nazwali go legioniści) stał się nagle powodem zainteresowania Castrum Vistulundum. O ile Rzym zignorował nagły komunikat, o tyle Mariusz Floroniusz Germanik, dowódca XXIX Legionu stacjonującego w Castrum Vistulundum wziął sprawę poważnie i uprosił swój ród o sfinansowanie grupy magów którzy mają zbadać Kamień. Jednocześnie posłał setkę legionistów, którzy zajęli ziemie wokół Kamienia (bez oporu tubylców, którzy trzymają się od takich miejsc z daleka). Z legionistami powlokła się liczna ciżba cywilów licząca na zysk z nowo powstającej (jak zakładali) osady. Stało się to samosprawdzającą się przepowiednią, gdyż rozbiwszy się przy obozie centurii sami stali się zaczątkiem osadnictwa. Cała obecna struktura owej osady jest skrajnie nieformalna i nikt właściwie nie wie kto rządzi a kto słucha. Mariusz Floroniusz wyznaczył na zarządcę podstarzałego szlachcica imieniem Marek Floroniusz (nepotyzm, jak najbardziej), który jako cywil miał szczególne układy z legionistami, nijak nie zobowiązanymi do słuchania go w czymkolwiek. W tym czasie ród Floroniuszy zawiódł swojego potomka, odmawiając wydawania pieniędzy na wysyłanie magów w zupełną dzicz na ekstrawaganckie żądanie trzeciego syna głowy rodu. Legioniści pilnowaliby więc owego Kamienia zupełnie po nic, gdyby gra nie zmieniła się zupełnie pod wpływem Egipcjan. Ci, usłyszawszy w sobie jeno wiadomy sposób o szczególnym Kamieniu nie czekali nawet chwili. Z będącego wciąż w odbudowie portu w Aleksandii wypłynął okręt niosący na pokładzie egipską wyprawę badawczą, zaopatrzoną w glejty od samego Ramzesa-Ozyrysa a dowodzoną przez wysoko postawionego kapłana, Senemedara. To wzbudziło już pewne zainteresowanie Rzymu, na tyle duże, aby Mariusz Floroniusz otrzymał rozkaz składania regularnych raportów (obowiązek ten spadł na Marka Floroniusza). Jednocześnie z Rzymu wyprawiło się, w średnio znanych celach, kilku cywili, kierując się do obozu/osady wokół Lapis Auguris.

W chwili obecnej osada, nazwana tymczasem Campus Auguris, to częściowo namioty, częściowo drewniane budynki. Namioty są sezonowe, na jesień ich mieszkańcy wracają do Castrum Vistulundum. Stałe budynki utrzymują populację około setki mieszkańców, głównie żyjących z lasu i z handlu z tubylcami. Nie istnieje żadne rolnictwo. Z powodu problemów z tubylcami w pobliżu Castrum Vistulundum odwołana została połowa żołnierzy, zostawiając około 50 zdolnych do ewentualnej obrony osady. Ci podzielili się na pięć obozów, jeden w samym Campus Auguris, cztery rozmieszczone dalej w lasach i na wzgórzach w naprędce skleconych strażnicach.

Wyprawa egipska odmówiła gościnności Marka Floroniusza, polegając na życiu w polu, w namiotach. Egipcjanie opłacili miejscowych aby ci zbudowali dla nich odpowiednią siedzibę, ta jednak nie jest jeszcze gotowa zaś sam kapłan Senemedar przez dłuższy czas dokonywał dziwnych pomiarów w terenie, po czym odesłał wszystkich swoich ludzi i sam zadał się z miejscowymi barbarzyńcami.

Ponad miesiąc temu doszło do tajemniczej śmierci młodego centuriona, dowodzącego żołnierzami chroniącymi Campus Auguris. Jest to o tyle problematyczne, że ów centurion jako reprezentant władzy wojskowej miał zdecydować o przyznaniu koncesji na handel lyncurium. Bez owej koncesji handlarz nie może używać rzymskich dróg i karawan, nie może też sprzedawać aktywnego bursztynu państwu. Do Campus Auguris udało się kilka reprezentacji kupieckich, w nadziei wynegocjowania owej koncesji.

Stabilizująca się powoli sytuacja znów się ostatnio zagęściła. Marek Floroniusz zapadł na wyniszczającą chorobę, którą sam wiąże z przepowiednią swojej śmierci. Uważa on, iż nie pozostał mu nawet miesiąc na tym świecie i faktycznie, z dnia na dzień jest coraz słabszy i coraz mniej panuje nad zmysłami. Nawet w tak małej społeczności zamieszanie na drabinie władzy powoduje sporo cichych walk, podgryzania się, wkupywania w łaski i manewrowania w celu zajęcia wyższej pozycji. Tymczasem plotki głoszą, że legioniści są coraz gorszego ducha, mając kłopoty ze swoim dowódcą i od zbyt dawna będąc opłacanymi wyłącznie jedzeniem i winem, od zbyt dawna nie widząc żółtych monet. Posłańcy zostali wysłani do Castrum Vistulundum. Odpowiedź była jednak nie po myśli miejscowych - stosunki Rzymian z miejscowymi barbarzyńcami zaostrzyły się ostatnio. Wokół samego Castrum Vistulundum doszło do zaciekłych walk i w rezultacie legat musiał odwołać żołnierzy z Campus Auguris. Osada jest w tej chwili właściwie niechroniona.

Znaczenie Campis Auguris jest dla Rzymu podwójne. Z jednej strony Kamień ma niezwykłe właściwości, którym warto się bliżej przyjrzeć. Z drugiej w pobliżu Kamieni spontanicznie pojawiają się pewne ilości aktywnego (i wysoce niebezpiecznego) lyncurium. Barbarzyńcy zbierają jego bryłki rozpoznając je po lekkim mżeniu po zmroku i sprzedają Rzymowi w zamian za wartościowe dla nich towary. W obecnej chwili handel ten prowadzi wojsko i Marek Floroniusz, jednak ma go niedługo przejąć koncesjonowany kupiec - kimkolwiek będzie.

Stosunki z barbarzyńcami są ostatnio napięte. Twierdzą oni, że Rzymianie dokonali mordów na miejscowych. Jest to oczywiście obrzydliwe kłamstwo, ale dzicz burzy się. Gdyby w tej chwili doszło do ataku ciężko powiedzieć jak wątła osada mogłaby go przetrwać.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License